3 października 2014

O serialach w ogóle i szczególe, czyli tête-à-tête z The Honourable Woman.

Brak komentarzy:
 

Darzę pewnego rodzaju podziwem, zmieszanym nawet z nutką zazdrości, tych, którzy połykają najgorętsze seriale w sezonie na bieżąco. Nie chodzi mi nawet o to, że mogą się sparzyć, a mimo to bohatersko spędzają kolejne wieczory przed laptopem. To po prostu nie lada sztuka, większa nawet niż ostatnie dzieło pt. "Pupa J. Lo", tak usiąść i pochłaniać następne odcinki licznych Breaking Badów, Homelandów, House of Cardsów i wielu innych, jak bardzo nie byłyby one wciągające. Ba! Żeby tylko pochłaniać. Są jeszcze tacy, którzy sypią później jak z rękawa tekstami ulubionych bohaterów lub znają stylizacje Claire Underwood lepiej niż własną kieszeń. To już dla mnie w ogóle jak zdobywanie ośmiotysięcznika zimą. Shame on me, ja tak po prostu nie mam, mimo szczerych chęci.

Nie oznacza to jednak, że seriali nie oglądam. Oglądam (jakieś minimum popularnej kultury do późniejszej rozmowy przy kawie trzeba przecież liznąć, gdy wszystko inne zawiedzie!), ale w mniejszych ilościach i nie na bieżąco. W jakiś sposób, zapewne z małą pomocą sił paranormalnych, udało mi się mieć na swoim koncie wspomnianego już klasyka w postaci House of Cards, znakomite The Killing, czy mroczne True Detective, ale to przecież wierzchołek serialowej góry lodowej! Nic na to nie poradzę, że jestem do bólu nudna i mając do wyboru serial lub właśnie rozpoczętą książkę, zazwyczaj nie wybieram pierwszego. Jak już jednak zacznę, a raczej - zaczniemy, bo seriale nie od dzisiaj oglądamy w domowym systemie dwójkowym - sprawa jakoś się toczy. Ale żeby tak zainicjować? To nie moja działka. Szczęśliwie nie muszę być organizatorem serialowych atrakcji
w gospodarstwie domowym. Zazwyczaj przychodzę więc dopiero na tzw. "gotowe", martwiąc się jedynie o zajęcie najwygodniejszego kąta na kanapie i pełen kieliszek wina lub kubek herbaty, zależnie od nastroju. Tym większe było moje zdziwienie, gdy pewnego niepięknego letniego popołudnia, BBC iPlayer powitało mnie zdjęciem Maggie Gyllenhaal. Byłam w domu sama. I tak zaczęła się moja pierwsza SAMODZIELNA PRZYGODA Z SERIALEM.

The Honourable Woman to mini serial produkcji BBC i jednocześnie moja maxi przyjemność minionego lata. Wyreżyserowany przez Hugo Blick'a, składa się jedynie z ośmiu odcinków i to właściwie pierwszy z jego atutów, bo pozwala uniknąć elementu znudzenia gdzieś tam w trakcie. W największym skrótcie, serial przedstawia historię Nessy Stein (Maggie Gyllenhaal), która wspólnie z bratem żyje naznaczona piętnem działań zabitego na ich oczach ojca - producenta broni dla izraelskiej armii. W związku z niechlubną historią swojej rodziny, przez nią lub dzięki niej, Nessę poznajemy jako londyńską kobietę sukcesu zajmującą się promocją pokoju i pojednania na Bliskim Wschodzie. Zabójstwo palestyńskiego biznesmena powiązanego z rodziną Steinów daje początek serii wydarzeń z udziałem służb specjalnych trzech krajów, w centrum których znajduje się Nessa i jej najbliżsi. Okazuje się również, że bohaterka posiada mroczny sekret sprzed lat, który kładzie się cieniem na jej obecnym życiu. Więcej treści nie przemycam, żeby nie odebrać nikomu sensu obejrzenia serialu.

Mimo że momentami mocno skomplikowana fabuła wystawia nasze głowy na próbę, odradzam łatwe zniechęcanie się. Pamiętam, że pierwszy odcinek pozostawił mnie z lekko mieszanymi uczuciami, jednak coś silniejszego ciągnęło w kierunku kolejnego i jestem temu czemuś bardzo wdzięczna. Z pewnością ogromna w tym wszystkim zasługa samej Maggie Gyllenhaal, która znakomicie wykreowała postać Nessy. Była perfekcyjna
w każdym calu, a jej wystudiowany na potrzeby roli brytyjski akcent przyprawiał mnie o gęsią skórkę od trzeciej sekundy trailera. Osobna rola w serialu mogłaby zostać rozpisana dla szafy Nessy, która gromadziła jedną
z najlepszych (jeśli nie najlepszą) współczesnych damskich garderób, jakie widziałam na ekranie. Oczywiście oprócz Nessy i jej ubrań, w serialu pojawia się cała gama innych znakomitych postaci, przemyślanych do ostatniej kropki scenariusza. A jeśli ktoś lubi Londyn, dodatkowo może spodziewać się porcji serialowych widoków i zapachów tego miasta. Na mnie samą Londyn w tle działa zawsze.

Porównując Nessę Stein do (tak, wiem - ograniczonej ilości) serialowych bohaterów, których znam, siłą
i poziomem charyzmy przypomina mi chyba tylko damską wersję Franka Underwooda, choć w przeciwieństwie do niego jest postacią pozytywną. I naprawdę dobrze jest zobaczyć taką kobietę w epicentrum zawiłej szpiegowskiej akcji. To niewątpliwy uśmiech w stronę feminizmu, tym bardziej, że na brak silnych kobiet (oprócz samej Nessy) nie można w serialu narzekać.

I kto by pomyślał, że moje małe jednorazowe odstępstwo od serialowej polityki nieangażowania się poskutkuje takim właśnie The Honourable Woman, o samym wpisie nie wspominając??? 

P.S.
Popołudniową porą pozdrawiam sprzed drugiego sezonu dochodzeń porucznika Columbo, mojego pierwszego serialu od czasu The Honourable Woman :-). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff