2 grudnia 2015



Ten moment, gdy coś, co skupia na sobie uwagę świata, znika z pozycji wiadomości pierwszej rangi. Po kilku albo kilkunastu dniach, zawsze podobnie, jeśli nie tak samo. Już nie na samej górze i bez krzyku czerwonego paska w tle, wchłonięte przez fragmenty równoległej rzeczywistości. Koniec pierwszych emocji czy początek niekończących się myśli?

Styczeń 2005, Paryż. Spędziłam tam swoje osiemnaste urodziny. Co było przedtem? Między innymi to, że nauka francuskiego przychodziła mi bardzo łatwo. W szkole i poza szkołą. Lubiłam sobotnie zajęcie w Instycie Francuskim przy Placu Bankowym, na równi z wertowaniem cieniutkich stron słownikowego kolosa 'Le Petit Robert', który bynajmniej do małych nie należał.

Kilka miesięcy później, po maturze, wyjechałam na ponad dwa miesiące do Londynu. Tydzień po 7/7. Nie miałam wtedy problemu z tym, żeby prawie codziennie przez kilkadziesiąt dni dojeżdżać kolejką DLR z Greenwich do Canary Wharf. Nie miałam problemu z tym, żeby w mojej głowie zakiełkowała myśl o studiach w Wielkiej Brytanii zamiast w Polsce, o niewracaniu z Londynu do Warszawy. Wróciłam. Wróciłam, żeby dzisiaj, z powrotem na angielskiej ziemi, odgrzewać wspomnienia; wszystko to, z czym nie miałam wtedy problemu.

Dzisiaj mam problem.

13 listopada 2015. Z Polski przyjechał kilka dni wcześniej mój brat ze swoją dziewczyną, po raz pierwszy odwiedzając nas w Anglii. Spędzaliśmy piątkowy wieczór nad grą planszową i domowym grzanym winem. Gwarno i radośnie. Do chwili, gdy po którymś kieliszku wina zaczęłam przeglądać Facebooka. Bataclan, kałasznikow, wybuch, restauracja, rzeź. To nie działo się naprawdę.

Byłam jedną z wielu osób, które nie mogły tej nocy zasnąć, a następnego poranka nie były w stanie zmrużyć oka po pierwszym przebudzeniu. Przez kolejne dni spędzałam każdą wolną chwilę porównując najnowsze doniesienia na przeróżnych portalach informacyjnych. Kilkukrotnie zdarzyło mi się zmienić trasę podróży do albo z pracy i nie wstydzę się do tego przyznać. Nie wstydzę się przyznać do swojego strachu.

Bo dzisiaj mam problem.

Jestem bogatsza o dziesięć lat życia i uboższa o przekonanie, że żyjemy na najlepszym z możliwych światów. Realnie stąpam po ziemi, którą kocham bardziej i pełniej z każdą chwilą, i której jednocześnie coraz bardziej się boję. Ale to jedyna ziemia, którą dotychczas wynaleziono a ja zamierzam dalej po niej chodzić. Chociaż wiem, że nie będzie łatwo. Nigdy nie jest, gdy jest się świadomym.

"To think too much is a disease, a real actual disease." (F. Dostojewski, "Notatki z podziemia"; jeden z moich ulubionych cytatów, który zdecydowanie lepiej brzmi nieprzetłumaczony)




 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff