31 grudnia 2014

W co wierzyć?

Brak komentarzy:
 
Fot. http://lifehopeandtruth.com/

Kiedyś było łatwo. Bóg, honor, ojczyzna załatwiały sprawę. Padały z ust jak pociski z karabinów, których jeszcze nie było.  Albo nie padały, ale po okolicy bliższej i dalszej i tak niosło się echem, że ten to prawy i silnej wiary jest. Dobrze mu z oczu patrzy i - przynajmniej swój, ale zawsze - honor ma. A jak dobry nie był, łotrem musiał być, i tyle. Proste.

Dzisiaj nic nie jest nieskomplikowane. Per se, ale również przez to, że sami sobie, ludzie ludziom z lustra, często gotujemy skomplikowany los. Nic nie jest czarne, białym też być nie chcąc. Jak żyć w świecie szarości przepastnej bardziej niż listopadowe poranki?

Wierząc. Słabym "po prostu" i silnie zarazem. W cokolwiek lub kogokolwiek. 

W ludzi. W Boga. W zrządzenia losu i przeznaczenie. W siłę poezji haiku.

Nie pisałabym tego bez bagażu osobistego wierzącego doświadczenia, które zabieram ze sobą w podróż każdego poranka. Codziennie otwieram torbę i pakuję je jak prowiant, który ogrzeje i doda mi siły. W co tak uparcie wierzę?

Wierzę w dobro.
Staram się być dobrym człowiekiem. Dobrą osobą i dobrą sobą. Dla innych, ale również dla siebie. Wierzę, że łatwiej i pełniej jednocześnie jest żyć w przekonaniu, że człowiek człowiekowi wilkiem nie jest, jakkolwiek utopijnie by to dla niektórych nie brzmiało. A to, że jakiś tam Iksiński nim jest, to jeszcze niewystarczający powód, żebym i ja nim była. Bo dobro to mój największy kapitał i tak łatwo z niego nie zrezygnuję. 
Będę się uśmiechać do zwiotczenia mięśni żuchwy, obdzielając siebie i otoczenie dobrą energią i pozytywnym nastawieniem. 
Dalej będę dawać z większą przyjemnością niż brać, chociaż dostawaniem też nie gardzę, bo niby dlaczego? 
Będę niezmiennego zdania, że - podobnie jak szczęście - dobro to jedyna rzecz, która się mnoży, kiedy się ją dzieli. 
Z innymi, ze sobą, na dziesiątki kawałków.

Wierzę w intuicję.
Instynkt albo wewnętrzny głos nie są dla mnie pustymi słowami. Przeciwnie, są wypełnione po brzegi przekonaniem, że to, co robię, jest właściwe. To coś, co się czuje i wie w ułamku sekundy. Decyzje, które są podjęte jeszcze zanim zacznie się je podejmować. Intuicja, która nie zawodzi. Jeśli już bierze mnie za rękę (a nie pojawia się zawsze, przy takim wyborze rodzaju pieczywa na śniadanie, czy bielizny na wieczór), nie wyrywam się. Wiem, że poprowadzi mnie we właściwym kierunku. Bo to, czy kierunek jest właściwy, zależy tylko ode mnie i tego, co zrobię tam, gdzie się znajdę. 

Wierzę w prawdę.
Nie tylko dlatego, że kłamstwo ma krótkie nogi. I również nie dlatego, że prawda ma najprostszą instrukcję obsługi pod słońcem, chociaż czasami, gdy się nią zatnie, boli jak cholera. Wspaniałe jest to, że w otaczającym nas dorobycie materialnej wszystkości, prawda może być tylko jedna i jedyna. To otrzeźwiające uczucie. Wierzę w to, że prawda zawsze się obroni i poradzi sobie w każdej sytuacji. Bo sam wiesz najlepiej, czy mówisz prawdę 
i czy jesteś prawdziwy. Jeśli nie jesteś, też o tym wiesz. Możesz oszukać wszystkich (choć wcale nie będzie tak łatwo, bo fałsz śmierdzi bardziej niż ser Vieux Boulogne), ale siebie nie oszukasz. 

Wierzę w miłość.
Last but not least. Miłość jest dobra na wszystko i w każdym wieku, wierzę w to głęboko. Romeo i Julia, Ania Shirley i Gilbert Blythe, Frida Kahlo i Diego Rivera, być może nasi dziadkowie. Miłość niejedno ma imię i jeszcze różniejsze charaktery. Warto jej zaznać dla kilku chwil albo całego życia razem. Bo uzdrawia w środku i na zewnątrz. Wyzwala i uczy pokory. Serce bije jak szalone, oczy błyszczą jak Nowy Świat grudniową porą, 
a w brzuchu trzepocą tęczowe motyle. A gdy nieco przycichną petardy zakochanych uniesień, pozostanie miłość pisana każdym pojedynczym dniem. Ręka w rękę, kubek herbaty w herbaty filiżankę, w dzień i w nocy. 

Nie wierzę w to, że wierząc w powyższe, jestem naiwna. 

Fajnie jest w coś wierzyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff