22 września 2014

Prawo jazdy słownej, zatem o komunikacji w związku.

Brak komentarzy:
 
Od komunikacji nie uciekniesz, czy tego chcesz, czy nie. No ale w sumie dlaczego by chcieć? Przecież to najbardziej naturalna rzecz na świecie, no, może z wyjątkiem twarzy Ewy Minge, która pozostaje przecież niepisanym synonimem naturalności. Każdy z nas z mniejszą lub większą dumą oznajmiał (w tłumaczeniu na język dzisiejszy "komunikował" właśnie) rodzicom, że chce mu się siku, po czym mówił Kasi z piaskownicy, że nie będzie się z nią bawił, bo ona "nie umie się bawić" (w wersji pozytywnej Kasia słyszała, że jak zabawa, to tylko z nią, bo "z nią bawi się najlepiej"). Dwadzieścia lat później sama Katarzyna jest specjalistką ds. komunikacji w znanej korporacji i zastanawia się, czy bardziej interesuje ją rozwój w komunikacji zewnętrznej, a może jednak wewnętrznej?

Bez dwóch zdań, dumna "komunikacja" zrobiła w ostatnim czasie zawrotną karierę. Brzmi poważnie
i profesjonalnie, a ten, kto komunikuje we właściwy sposób to, co komunikowane być powinno, ma dużą szansę powodzenia na wybranym polu.

Wybieram z premedytacją niewielkie poletko domowego ogniska. Skoro jesteśmy tacy mądrzy i nafaszerowani komunikatami o komunikacji, egzaminy z komunikacji domowej (czy też: związkowej) powinniśmy zdawać śpiewająco. Dlaczego w takim razie zdarza nam się polec na najprostszych pytaniach?

Jako głównego winnego osobiście wskazuję grzeszne lenistwo. Przyznaję, że mimo że mam bardzo udany związek, czasami po prostu mi się nie chce. Najzwyczajniej nie mam ochoty odpowiadać na proste pytania z życia wzięte
o to, DLACZEGO coś zrobiłam w taki, a nie inny sposób. "Bo tak", "Po prostu", "Zrobiłam, i tyle". Zdaję sobie sprawę z infantylności moich stwierdzeń w nanosekundzie, w której rzucam je w eter. Od razu mi głupio, ale  nie daję tego po sobie poznać (a jakże!). Mam jednak szczęście (chociaż w chwilach w/w słownego tercetu egzotycznego szczęściem wcale tego nie nazywam ;-) w postaci partnera "drążącego", który w okamgnieniu obnaża moje niechcenie i skłania do zastanowienia nad brakiem zastanowienia  i brakiem chęci do podjęcia rozmowy (Ja: "Jaki jest sens rozmowy o tym, dlaczego tak, a nie inaczej?!?" No właśnie;-).

Zastanawiam się jednak. I dochodzę do wniosków powszechnie znanych, przemielonych wielokrotnie niczym twaróg na najlpszy sernik przez książki psychologiczne, prasę poradnikową i programy tv z udziałem "ekspertów",
a przy tym - moich własnych i właśnie dlatego tak cennych, jeśli nie najcenniejszych.

Związki są nasze i jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne. Sa ważne, najważniejsze. I właśnie dlatego stawiajmy w nich na rozmowę zawsze i o wszystkim/ słowa, słowa i jeszcze raz słowa/ wymianę myśli również tych nieuczesanych/ poważne "komunikowanie się" na każdej, nawet najbardziej błahej płaszczyźnie. Wszystko to nawet (a może właśnie przede wszystkim?) wtedy, gdy jesteśmy zmęczeni lub pożera nas lenistwo. Bo udany związek to nie tylko praca od - do, ale często nieoczekiwane tyranie po godzinach. Ale warto. A o tym, co warto
i co najważniejsze warto przypominać sobie i czytać nawet setny raz :-).

Sobie i Wam rozmów wielu i do białego rana!










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff