Fot. WENN / http://www.telegraph.co.uk/ |
Ci, którzy mnie znają albo czytali poprzednie wpisy, wiedzą, że - chociaż niepisany na co dzień z Polski - nie jest to blog emigracyjny. Nie w każdej notce przelewam na ekran przemyślenia i obrazki wycięte z angielskiego kontekstu. W zasadzie robię to w zdecydowanej mniejszości wpisów, kierowana jakby bardziej ponadpaństwowym i transnarodowym instynktem obserwacyjnym. Zdarzają się jednak chwile, gdzie to, co mnie aktualnie otacza ma taką siłę przebicia, że nie da się tego przeoczyć i zbagatelizować. To właśnie jedna z nich - skupisko nieposkromionych myśli o tym, co namacalnie obok, przede mną i za mną, każdego dnia. I w przeciwieństwie do tego, co pisałam wcześniej, dzisiaj koncentruję się jedynie na tym, co zasługuje na życiowego lajka - co dobre i pozytywne. Co sprawia, że dobrze mi tu, gdzie teraz jestem.
A zatem będzie o ludziach. Angielskich ludziach. I o tym, co w nich najfajniejsze.
KULTURA
Dokładnie tak, kultura. Bo to moje automatyczne skojarzenie z uprzejmością i uśmiechem. Dobrym słowem tak w fish&chips, jak i posh butiku. Niepisanym, jakby wrodzonym, zmysłem potrzeby ruchu wahadłowego w skupiskach ludzkich wymagających przepływu (dla zmotoryzowanych - ronda, dla wszystkich pozostałych - kolejki do wyjścia z pociągu). Bez ścisku, zaciśniętych pięści i spojrzeń spode łba. Tam, gdzie ściszanie głosu w środkach transportu przy uchu współprasażera jest na porządku dziennym, dając o sobie tym samym wystarczające głośne świadectwo. Przynajmniej mi to wystarczy.
OTWARTOŚĆ
Na nowe, obce i nieznane. Na dredy do ramion z lewej i wypukłości czaszki z prawej strony, na jednej głowie oczywiście. Na mnogość religii (albo jej braku), poglądów i akcentów jednego języka. Na drugiego człowieka, tego najzwyklejszego i stojącego obok ciebie na przystanku. Z którym można tak po prostu zagadać. Zapytać, jak się ma i że tak, ty też miałeś dobry dzień (w najgorszym wypadku nie taki zły). Otwartość na siebie nawzajem, nie zapominając przy tym o otwartości na samego siebie.
TOLERANCJA
Dla wszystkiego, co powyżej. Ale taka prawdziwa, z krwi i kości. Dająca o sobie znać na tętniącej kolorowym i różnobrzmiącym życiem zatłoczonej ulicy.
ZAUFANIE
Tutaj nikt nie zapomina, że słowo służy do tego, żeby przypieczętować zamiary. I że w tym wystarczająco wietrznym kraju, gdzie pogoda może zmienić się z minuty na minutę, słowo pozostaje niewzruszone, bez względu na zawirowania frontów atmosferycznych, również (a może przede wszystkim?) w pracy. Czyli tam, gdzie maile są oczywiście znane i dobrze "mieć wszystko na mailu", ale ustna informacja jest w takiej samej cenie, bez VAT-u w postaci ryzyka niedotrzymania słowa.
CZERPANIE Z PROSTYCH PRZYJEMNOŚCI
Fajnie jest żyć w miejscu, gdzie widzi się zadowolonych z życia ludzi. Którzy mogą pozwolić sobie na to, żeby - niezależnie od wieku i społecznego statusu - wyjść do knajpy. Napić się (oczywiście na stojąco) piwa i obejrzeć ten cholerny mecz. A gdy piłkarskie emocje już opadną, wystawić głowę do słońca (albo deszczowej chmury), podrapać sie po nierzadko rdzawej głowie i powiedzieć 'I am enjoying it'.
No to już wiesz, dlaczego dobrze mi tu, gdzie teraz jestem. Now stop worrying and enjoy your life.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz