6 listopada 2014

(Co) Lubisz?, czyli świat według lajków.

2 komentarze:
 
Fot. http://mashable.com/

"To lubię - rzekłem - to lubię!"
A. Mickiewicz, Ballady i romanse

***

Facebook stał się drugim domem zdecydowanej większości z nas, nieważne czy całorocznym, czy jedynie weekendowym. Na palcach jednej ręki jestem w stanie wymienić osoby, które znam i które jednocześnie nie posiadają konta na niebiesko-białym portalu. Nie mają w związku z tym dziesiątek czy setek przyjaciół, nie meldują się, nie oznaczają innych na zdjęciach... Nie lubią. W pewnym sensie podziwiam tych ludzi, że  - z różnych powodów - oparli się cyfrowej literze teraźniejszości. W pewnym stopniu im zazdroszczę, że nie poświęcają swojego cennego czasu na stanie, siedzenie i leżenie z głową w laptopie, tablecie lub smartfonie. Na swój sposób nawet ich rozumiem, chociaż nie od początku i z pewnością nie do końca, bo sama jestem przecież Facebookowo wierząca i praktykująca.

Oprócz tego, jestem jednak dość refleksyjna. Nie na tyle, żeby wszystko wokół poddawać najbardziej dogłębnej mentalnej analizie , ale wystarczająco, by wszcząć myślowe postępowanie. I czy to ze zdwojoną siłą po minionym zadusznym weekendzie, czy po prostu na fali smutnych i chwytających za serce doniesień o kolejnych tak bardzo bezsensownych odejściach wspaniałych Ludzi, o czym było w ostatnich tygodniach głośno, naszła mnie refleksja związana z narzędziem Facebookowej aprobaty.

Fot. https://www.facebookbrand.com/

Tak, mówię o lajku, facebookowym lajku, który tak niekonsekwentnie w zestawieniu z "Facebookiem" sobie tutaj spolszczyłam. Interesuje mnie zwłaszcza lajk w sytuacjach zupełnie dla mnie niezrozumiałych i tam, gdzie "niezrozumiałych" jest mocnym eufemizmem.

Jest więc sobie lajk. Ikonka kciuka w górę symbolizująca "polubienie czegoś", od pobudzającego do myślenia artykułu czy innego dobrego tekstu, przez zdjęcie Aśki w sarongu na bezludnej plaży Borneo, po ludzkie nieszczęście i traumę. Niby taki skromy, a jednak jaki pojemny. 

Fot. Screeny z Facebooka, 5.11.2014
https://www.facebook.com/

Wystarczy jedno kliknięcie, żeby dołączyć do 19 170 osób, które lubią informację o odejściu aktorki Anny Przybylskiej albo zostać osobą numer 202 lajkującą komunikat o tragicznej śmierci dziennikarza Dariusza Kmiecika z rodziną. Kuszące? Dla wielu chyba tak, cyfry nie ludzie, więc nie kłamią.

A dla mnie jakoś tak nie. Nie w smak mi ten kciuk, który widzę pod pewną kategorią informacji i komunikatów. Nie w smak mi tak bardzo, że się w tym swoim wewnętrznym niesmaku gotuję już od dłuższego czasu, żeby dzisiaj zawrzał i wykipiał.

Nawet, jeśli niepisana definicja lajka uległa na przestrzeni dziesięciu lat funkcjonowania Facebooka zmianie albo nawet nie musiała niczemu ulegać, bo od początku było jej pisane rozciąganie się, zwiększanie objętości
i przyjmowanie pod swojego kciuka coraz większych połaci informacji. Nawet, jeśli zalajkować na Facebooku jakąkolwiek tragiczną informację nie oznacza aprobować jej w literalnym sensie, podpisywać się obiema rękami i głaskać po głowie. Nic nie poradzę - i wcale nie chcę poradzić - na to, że dla mnie "lubić" to tylko tyle i aż tyle, co "lubić", czyli najogólniej rzecz ujmując - żywić do czegoś pozytywne uczucia. I tak, jak obdzielam swoją wirtualną sympatią i uśmiechem świeżo urodzone dziecko znajomych, tak nie jestem w stanie tym samym kciukiem polubić katastrofy, tragedii, wypadku ani śmierci. Jeśli któreś z nich gdzieś tam mnie drapie czy dotyka bardziej niż bym się tego spodziewała i chcę się zjednoczyć na forum Facebooka w bólu, żalu albo jeszcze inaczej, okazując swoją empatię, mogę przecież napisać trzy albo trzydzieści trzy słowa w polu komentarza.

Ale polubić nie mogę i nie polubię tego, że inni to lubią. Może jakaś dziwna jestem, a może właśnie nie. I możesz to lubić albo nie.

(Możesz też skomentować.)





2 komentarze:

  1. Masz rację i w 100% się zgadzam. Dlatego ani razu nie zdarzyło mi się zlajkować złych wieści. Nawet mnie to wkurza, gdy ktoś ustawia status "w szpitalu", a ludzie lajkują po czym w komentarzach zapewniają o swoim współczuciu. Może autorzy oprócz przycisku "Lubię to!" powinni uwzględnić obok "Nie lubię tego!".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba pozostaje po prostu wierzyć, że tych, którzy najogólniej "złego" nie lubią jest więcej niż tych, którzy lubią, chociaż patrząc na liczby na FB, nie sposób nie złapać się za głowę. I nie pomyśleć na głos tego, co się myśli.

      Usuń

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff