11 stycznia 2015

Czy leci z nami Polak?

Brak komentarzy:
 
Fot. http://www.telegraph.co.uk/
Tak się składa, że ostatnio nieco częściej niż przewidywałam to jeszcze półtora roku temu, nadaję bagaże na taśmę i zapełniam swoimi szpargałami kolejne kasetki podczas kontroli bezpieczeństwa. Do perfekcji opanowałam błyskawiczne rozbieranie się z butów. Nieco więcej czasu zabiera mi obnażenie kilku obserwacji poczynionych lotniskową porą, ale decyzja zapadła. Lecimy z tym.

Zapewne bardzo zaskakująco, spostrzeżenia będą dotyczyły nas samych. Polaków. Gdybym była Chinką albo Jamajką, zapewne skierowałabym je do jednej z tych dwóch nacji. Moje oczy nie są jednak wystarczająco skośne, a karnacja odpowiednio ciemna. Jestem Polką. Polką na lotnisku i Polką w samolocie, a węgierski przewoźnik najbliższy ostatnimi czasy mojemu kontu bankowemu zabiera na swój pokład dużo innych Polaków. Zanim wyprowadziłam się z Polski, leciałam w jego fioletowo-różowych barwach raz czy dwa i to wyczerpywałoby kategorię moich doświadczeń z jakimkolwiek "tanim przwoźnikiem" (przepraszam, była jeszcze podróż do Gdańska  razem z OLT Express w krótkim czasie działalności linii, może powinnam wystartować z tym do encyklopedii?). Zazwyczaj miałam jednak okazję korzystania z usług lotniczych dużych przewoźników narodowych kraju, który akurat odwiedzałam, gdzie - siłą rzeczy - Polacy na pokładzie byli w mniejszości.

Teraz jest inaczej. W węgierskich fotelach Wizz Air zasiada mnóstwo rodaków, szczególnie na trasie Polska - Wielka Brytania/Wielka Brytania - Polska. Nic dziwnego, jednym z największych atutów przewoźnika jest to, że jako jedyna ekonomiczna linia lotnicza "pozostał" na warszawskim Okęciu, od którego dzieli mój rodzinny dom 10 minut jazdy samochodem. To komfort, z którego nie zamierzam rezygnować nawet kosztem nieco droższych  biletów w porównaniu do tych, które zapewne mogłabym nabyć, latając do i z Modlina.

Wracając do rzeczy, obserwuję więc na lotnisku dużo Polaków. Nie czując się ani lepsza, ani gorsza od żadnego
z nich, jestem jednak niezmiennie zadziwiona tym, co widzę. I jednocześnie tym, czego nie widzę. A szkoda.

Dlaczego?

1. Pociąg do kolejek

Większość Polaków, lecąc samolotem zapomina chyba, jaki środek transportu wybrała. Nie, nie jedziemy
w podróż kolejką. I nie, nie musimy jej formować, czekając na otwarcie lotniskowej bramki, gdy tylko na horyzoncie zamajczą postacie pokładowego personelu. Naprawdę nie musimy się tłoczyć jak po mięso w PRL-u, żeby dostąpić zaczytu wejścia na pokład samolotu. Wsiądzie każdy, kto ma bilet. Miejsca (mimo że na nienumerowanym fotelu) też nie zabraknie. Obraz ponad stu osób napierających na siebie przez minimum 10 - 15 minut, byle tylko być jak najbliżej bramki, gdy ta się otworzy jest... jedyny w swoim rodzaju. Szczególnie
z perspektywy miejsca siedzącego, jakich - gdyby ktoś nie zauważył - wokół pełno, nieśpiesznie kończąc kawę
i przeglądając gazetę, a następnie udając się bez ryzyka cudzego łokcia w swoim boku na koniec kolejki
(a w zasadzie na początek, bo kolejki wtedy w zasadzie już nie ma).

Obraz malowany pędzlem niepojętej dla mnie niecierpliwości i sztucznego pośpiechu prowadzącego donikąd powtarza się również wewnątrz samolotu - czekając w długich kolejkach do łazienek stojąc pomiędzy siedzeniami i przy wyściu z samolotu.

A wszystko to nie dotyczy jedynie panów w dżinsowych kurtkach sprzed ćwierć wieku i ze spraną sportową tobą na ramieniu, którzy lecą samolotem po raz pierwszy albo do pracy niekoniecznie intelektualnej. Zadziwiające.

2. Rozpinka, raz!

Nie wiem, może jestem dziwna, ale uważam, że pasy zostały zamontowane w środkach transportu w jakimś celu. Tak w samochodzie, autokarze, jak i samolocie właśnie. Wsiadasz - klik - zapinasz - kończysz podróż - klik - rozpinasz. Proste, prawda? Tym bardziej intrygujący jest dla mnie dziwny pęd do rozpięcia pasów w samolocie możliwie najszybciej po starcie, gdy tylko tak bardzo niepożądana ikonka "zapiąć pasy" przestanie razić w oczy. Oczywiście, rozumiem, że pas może z oczywistych powodów uwierać osoby o mocno nadprogramowych gabarytach, odbiegających od przeciętnych wymiarów pasażera samolotu (szczególnie w liniach ekonomicznych, które z konsekwencją godną podziwu pozostawiają coraz mniej miejsca na samorozpostarcie). Nie oszukujmy się jednak - takie osoby stanowią drobny procent wszystkich pasażerów na pokładzie. Skąd więc, wyglądająca na wrodzoną, niechęć do utrzymania pasa w stanie zapiętym? Tym bardziej, że ten samolotowy jest chyba najmniej inwazyjny ze wszystkich mi znanych. Zazwyczaj siedząc w fotelu na wysokości kilku tysięcy metrów i tak nie tańczymy lambady, więc nieskrępowanie bioder nie powinno być naszym priorytetem. W rzeczywistości, pasa przecież nie czuć. Czuć jednak i widać polską fantazję, której jeśli nie można okazać w inny sposób, niech przynajmniej zostanie wypięta z pasa. A co.

3. Magisterium z tragicznego myślenia

Nie ma ciekawszego tematu na pokładzie niż omawianie w szczegółach niedawnych tragedii lotniczych albo analiza porównawcza najgorszych samolotowych doświadczeń życiowych, prowadząca do tego, kto był potencjalnie bliższy ewentualnemu "zdarzeniu". Tu półtorej godziny opóźniony odlot, co "musiało o czymś świadczyć", tam orła cień widzianny zza okna autobusu na płycie lotniska, a jeszcze gdzie indziej turbulencje,
o jakich ci się nie śniło ("nie, u mnie były większe"). Raz miałam nawet wątpliwą przyjemność siedzenia
w samolocie obok mężczyzny, który mówiąc do siebie, mówił dużo bardziej do mnie, a tematem były różnice pomiędzy budową maszyny, którą lecieliśmy a tymi z lat siedemdziesiątych (już w pierwszej minucie monologu dowiedziałam się, że różnic brak). Polak ekspertem od wszystkiego. Od tragicznego myślenia szczególnie.
W samolocie przede wszystkim. Najlepszym remedium na podróż pozostają chyba duże słuchawki na uszach
i głośna muzyka wewnątrz.

Chciałabym nie być świadkiem podobnych obrazków i wierzę, że kiedyś przestanę. Pierwszą podróż bez którejkolwiek z powyższych klatek oprawię w ramki i powieszę nad łóżkiem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff